Sobowtóry - powieść w odcinkach. Co dwa dni nowy odcinek. Na razie gartis. Powieść pozornie zwykła. Bardzo pozornie.
03. 10. 2017
Sobowtóry
/Rozdział pierwszy/
Kobieta na moście
Jesteśmy w Warszawie. Czwartek , godzina 4.30 rano. Mgła. Najnowszy most na który pozwoliło sobie miasto, o tej porze jest raczej pusty, ,ale w każdy czwartek o godzinie 430. po wąskim chodniku idzie kobieta ubrana w ten sam płaszcz, bez względu na porę roku. Nie ma w niej nic szczególnego, oprócz szaro- siwych kosmyków, które zwisają spod wełnianej czapki jak stary warkoczyk. W chłodne dni, takie jak dzisiaj, otulona jest jeszcze szarą chustą na tyle długą, że chroni ją od zimna. Idzie tak szybko jak tylko może iść ktoś, kto czuje się zawieszony nad rzeką, sam po środku miasta. Jest wysoka , jej ruchy pozbawione są kobiecości, w zaciśniętej dłoni trzyma niewielki kuferek. Idzie szybko nie tylko dlatego, że się boi , ale też dlatego, że dokładnie o piątej powinna stanąć przed progiem pewnego mieszkania. Już od dwóch lat dyskretnie puka do odrapanych drzwi, a potem przekręca klucz .
Blog dziwoląga
obrońcy i rycerza boskiej i ludzkiej Majami
Cześć wszystkim. Ta niby Kawiarenka Internetowa w mojej mieścinie przypomina raczej korytarz do ubikacji i człowiek nie ma szans na skupienie jakiś serio myśli. Zacznę więc od pierwszej jaka przychodzi mi do głowy.
Nasz kioskarz pije. Odkryłem to dopiero dzisiaj i pierwsza rzecz jaką pomyślałem to, że nie mogę się taką wiadomością podzielić z najbliższą rodziną.. Boże co ja bym dał za to, żeby tak po prostu przy zupie powiedzieć mamie i siostrom
Wiecie, że kioskarz pije?-.Ale oczywiście zaczęły się wrzaski greckiej tragedii „Boże on znowu się kręci koło kiosku” .W ogóle kioskarze to są ludzie, których się zna od połowy. Ja sobie np. nie wyobrażam wysokiego kioskarza. Ale nieważne. Przez tyle lat byłem pewien, że on się ode mnie odchyla z mojego powodu. Codziennie kiedy się zginam przy kiosku do tego jego konfesjonału, on się cofa jakby zobaczył diabła. Dopiero dzisiaj poczułem ten potworny chuch od wódy – pewnie dlatego, ze wiał głośny wiatr i musiałem głębiej wsadzić głowę i jak zawsze żebrać o wypożyczenie chociaż połowy kolorowców, z błaganiem że oddam za 15 minut i przeżyć tę jego wściekłość i to rzucenie mi prawie w twarz pismami. A przecież ja już skończyłem z wyczekiwaniem rano koło kiosku bo powiedział, ze nie może na mnie patrzeć i ręce mu się trzęsą jak otwiera kiosk.( teraz już wiem dlaczego się trzęsą) a wypożycza mi te pisma bo ma nieszczęście być moim ojcem chrzestnym jako kumpel mojego św pamięci tatusia, którego znam bardziej ze zdjęć bo wybrał wolność od nas jak miałem 12 lat a moje siostry jeszcze mniej.
Ja już oczywiście od dawna zauważyłem ,że kioskarz jest jakiś czerwony i nawet podzieliłem się tym z naszym Sublokatorem kochasiem mojej mamy. Powiedziałem
Nasz kioskarz jest czerwony na twarzy czy wujek uważa, że to może być nadciśnienie?
A on się tak zamglił ( mówię o oczach) tak się zżółwił ( bo on się moim zdaniem niczym nie różni od żółwia) wysapał się i wreszcie powiedział coś w rodzaju
Jeżeli to oczywiście jest kioskarz.- Mnie wcięło. Zgłupiałem na ten moment totalnie.
- Jeżeli ktoś siedzi w kiosku to kto to jest jak nie kioskarz – on się jeszcze bardziej zamglił, położył głowę na poduszce, jakbym go torturował tą rozmową
- Co ty wiesz dzieciaku. Co ty wiesz…
- Ale..- starałem się mówić jak małe dziecko tak, żeby się poczuł autorytetem w tych sprawach- ale.. to kim on może być?- pauza była taka DłUGA, JAK W TEATRZE JAKIMŚ. Nawet przez chwilę myślałem ,ż e on umarł , że jednym pytaniem zabiłem kochasia mamy, ale wreszcie sapnął po swojemu i wymamrotał
- Chodzi o inwigilację środowiska
- Acha.. to znaczy co on robi…
- Patrzy na nas.
Posiedziałem tak jeszcze chwilę, wreszcie podszedłem do drzwi, a on wtedy nagle:
-Sam mówisz, że opalony- nic takiego nie powiedziałem , czerwony powiedziałem , ale skoro żółw przemówił, czekałem przy klamce co będzie dalej a on:
-No to sobie pomyśl w tej pustej głowie jak kioskarz może się opalić. Jakim cudem.
Postałem jeszcze chwilę przy klamce i wyszedłem.
Teraz się z wami żegnam, bo muszę iść do szkoły po swoją siostrę księżną Karolcię, która i tak będzie szła dwa metry z mną, że mnie nie zna i potem w domu ryk na mamę, żebym nie przychodził, bo ona już i tak ma za to ze ma szurniętego brata, który jest pośmiewiskiem całej mieściny bo się odważył sobie wyrosnąć metr 98 a ważyć tylko 72 kg, co robi z niego rodzaj kukły i w ogóle dziwnie się rusza nienormalny i one zdechną przez niego w tej dziurze bo mają obie z siostrą „zanik ego” co stwierdziła pieczątką szkolna psycholog
To kończę na razie pa
PS.
a potem wszystko kończy się cudownym sopranowym trójgłosem –ty patyku, ty kochasiu wyseksionej małpy ( wybacz Majami). Jak można być tym wszystkim jednocześnie nie wiem i już się nad tym nie zastanawiam i już nie chodzę do pana psychologa, który z uśmiechem anioła mówi, żebym zaakceptował sam siebie. Ale co ja mam zaakceptować jak ja się składam tylko z miłości do Majami? Kocham, bezgranicznie kocham boska i ludzką Majami, której nie znam i znam, która jest kiczowata i cudowna jak ptak, która maluje beznadziejne obrazy, od których nie można oderwać oczu, która stale wymyśla coś nowego, żeby pokazać się w telewizji a ludzie się gapią na nią jak na Boga, wyzywając od wymalowanych małp.
To na razie pa.
rozdzial 2
Blok dziwoląga
Obrońcy i rycerza boskiej i ludzkiej Majami
Cześć. Z powodu wiatru ,dzisiaj to naprawdę była jakaś cyrkowa sztuka z tymi pismami. Pożyczyłem od kioskarza, poleciałem do parku i ukryłem się na ławce pod dębem, żeby mi nie wywiało tych pism nie zabłociło, nie podarło, sam się czułem jak podarty w tym płaszczu Karolci ( młodsza siostra) która jest dla mnie kurtką a o rękawach już nie mówmy. No więc szamotałem się z tymi kolorowcami też mi się ręce trzęsły, żeby zdążyć w 15 minut. Nic nie było. Dosłownie nic. Jedna fotka sprzed dziesięciu lat. Ta z dmuchanym wielorybem. Ja się zabiję chyba. Dlaczego nic nie ma! Przecież gdyby była chora, albo nie daj Boże jakiś wypadek, to byłby tym bardziej szum! Zrobiłem w tym parku takie małe czary, przycisnąłem kolorowce do piersi i zamknąłem oczy. To u mnie nie trwa długo: połączyłem się z Majami taką nitką –to jest nitka od jednej istoty do drugiej, a potem jeśli się jeszcze mocniej zaciśnie oczy i skupi się na tej nitce, to człowiek może ją sobie nazwać. To jest najważniejsze. Nitka musi się stać słowem. I to słowo u mnie dzisiaj wyszło „Strach”. Majami ! Boski rajski głupi ptaku , czego się boisz? Nie mam tyle siły, żeby to wyczuć i zrozumieć- to straszne. Kocham Cię bardziej niż może kochać matka, bo już innego porównania nie mogę znaleźć, a nie wiem jak ci pomóc !. Nie wiem nawet czy czytałaś chociaż jeden z listów, które do ciebie piszę codziennie w tej zasranej kawiarni Internetowej. Ale muszę Ci pomóc. Ta cisza jest nie do zniesienia. Pa.
xxx
Potem jak zawsze kobiet a wchodzi w półmrok korytarza i w ciszę wypełnioną milczącym życiem lokatorów. Kobieta zdejmuje płaszcz i czapkę, a potem wchodzi do jednego z pokoi. Naprzeciwko drzwi , stoi wąskie łóżko, na którym śpi „biała istota”, Resztka siwych włosów rozsypana po poduszce, drobna twarz z dnia na dzień coraz bardziej podobna do głowy ptaka i dłonie okryte cieniutka skórą – to wszystko ledwo odcina się od pościeli, jakby staruszka była tylko załamaniem płótna. Niedaleko widać wielkie podwójne drzwi . Nigdy nie otworzyły się wraz z wejściem kobiety. Mężczyzna siedzący w tym pokoju nigdy ich nie uchylił choćby po to, żeby przywitać wolontariuszkę, która od dwóch lat utrzymuje Białą Istotę w nienagannym stanie. Ten „dziwny człowiek” jak go nazywa kobieta , nieustannie stawia pasjansa i nawet nie podnosi głowy, kiedy przez dyskretnie uchylone drzwi słyszy:
- to ja już pójdę. Ciocia jest umyta i nakarmiona. Puls umiarkowanie dobry.
Jedyne na co stać mężczyznę zawiniętego w szlafrok, to mrukliwe- dziękuję. Kiedy kobieta wychodzi na podwórko, zwykle odwraca się w stronę okien mieszkania i wtedy widzi , że przez chwilę mężczyzna wygląda zza firanki, a potem zapala telewizor. Kobieta patrząc w okno, ledwo powstrzymuje się przed powrotem na górę. To nagłe , zimne światło , stalowa niebieskość, pada przecież dokładnie na twarz staruszki , bo telewizor ustawiony jest naprzeciwko łózka. Kobieta jednak rezygnuje. Wolontariusze nie powinni wtrącać się w życie domu, do którego wkraczają.
Blok dziwoląga
Obrońcy i rycerza boskiej i ludzkiej Majami
Jest, jest, jest! W trzech pismach na pięć fotki i wzmianki ! Oczywiście musiała co? Stuknąć się samochodem z jakimś drzewem jeśli to oczywiście nie małe ściemnianko, żeby przyjechały media jak Majami wyczołguje się głową do przodu z samochodu , nie tracąc ani włosa ze swojej nowej peruki ( rudo czarny garnek w stylu dama z lat 50-tych chyba) no i przy okazji narzekania na agenta, „ że ją samą wysłał i podał złą drogę, że ma dosyć już idiotów na których stoi ten kraj „. I jeszcze na zdjęcie załapała się Pola, czyli ten biały kłębek waty w kształcie psa, którego Majami dostała od „tajemniczego wielbiciela’ , a moim zdaniem sama go kupiła i to za kupę kasy. Trochę nie podoba mi się, że Pola na zdjęciach stoi obok drzewa i że moja Pani ją wypuściła z rąk, może na widok kamery , i teraz nie wiadomo czy suka nie ucieknie, bo przecież to głupie jak jej właścicielka.
- Czy zajmie się pani polityką?- Zapytał dziennikarz , kiedy ona jeszcze nie wypełzła z samochodu
- Nie, zajmę się szukaniem nowego agenta, A potem były reklamy.
Oczywiście wysłałem na adres Telewizja w Warszawie i na jej stronę swoje CV które zawiera dwa zdania o tygodniowej pracy w „U Pawła” naszym bistro na rynku jako kelner.
Na razie pa. Idę na obiad czyli kompozycję pana kochasia mamy, która to składa się ze wszystkiego co jest w lodówce i można zmielić. Nie życzcie mi smacznego. No i chyba pojadę do tej Warszawy, nawet jeżeli mi nie odpowiedzą. Wczoraj zrobiłem sobie nitkę do Majami i wyszło mi „przyjedź”. Kochaś jest mi winien kasę za małego pokerka to kupię bilet i jadę. A kurtkę pożyczy mi księżna Karolcia bo dostała na imieniny jakąś szatę w stylu „ na zamku straszy” i jest wniebowzięta.
- Acha. Wyrzucono mnie z „U Pawła” ponieważ zapytany o skład potrawy powiedziałem żartem – mięso i soda.
pa
Rozdział 3
Dzisiaj znowu jest czwartek, godzina 6 30 i kobieta wchodzi na most. Nie dość, że ostra mgła utrudnia widzenie, to jeszcze niepokoi szczególny dźwięk – coś uderza o beton miarowo i pospiesznie ,jak wielkie krople deszczu albo tupot małych nóżek. Deszcz jednak nie pada, tylko mgła jest w niektórych miejscach rozdarta na strzępki. Nagle kawałek mgły oderwał się od reszty i pędzi mostem wprost na kobietę. Dopiero kiedy zbliżył się na odległość metra, mogła rozpoznać kształt. Mostem biegł biały, włochaty piesek z czerwoną obróżką.
Kobieta nie potrafiła rozpoznać jego rasy, wiedziała tylko, że to jeden z luksusowych piesków, jakie mają bogaci i ekscentryczni ludzie . Widuje ich czasem na ekranie telewizora, kiedy jej córka leżąc na tapczanie , przerzuca kanały. Piesek zagubiony i przerażony przebiegł koło kobiety, jakby w tym swoim biegu miał wyraźny cel. Odwróciła się za nim i wtedy… na samym początku mostu dostrzegła sylwetkę młodego mężczyzny. Być może ze strachu, być może dla własnej wygody, nabrała przekonania, że jest on właścicielem psa , że odbywają tu poranny spacer. Otulając się chustą przyspieszyła kroku. A gdyby… Gdyby odwróciła głowę w prawo i spojrzała na żelazną konstrukcję, sumienie nie pozwoliłoby jej iść dalej. Inny mężczyzna w płaszczu tak szarym jak betonowy słup, którego się trzymał, usiłował wejść na poręcz mostu. Miał ok. 60 lat , a jego pękata budowa utrudniała całą tę gimnastykę.
Tak to było. W ten czwartek most był terenem tajemniczym, jak niepokojący sen. Zostańmy tu na chwilę, pozwalając kobiecie zniknąć po drugiej stronie mostu i przyjrzyjmy się chłopakowi , którego wzięła za właściciela psa. Jest wyjątkowo wysoki i szczupły, ma na sobie przedziwną kurtkę – nie tylko za krótką na niego, do tego stopnia, że rękawy sięgają mu do łokci ale jej krój jest wyraźnie kobiecy, a raczej dziecinny, co podkreśla jeszcze żółto różowa kratka lichego materiału. Włosy chłopaka, koloru żółtka, wyglądają na farbowane i wystrzyżone własnoręcznie. Ogromny plecak, który co jakiś czas podrzuca na ramionach ,jest stary i połatany . Tak więc piesek , który biegnie w kierunku chłopca, raczej nie może do niego należeć i i właściwie też nie zwróciłby na niego uwagi, gdyby nie to, że chłopak na jego widok zawołał, a raczej zapytał
- Pola? Pola?
Pies stanął naprzeciwko chłopca. Ten zatrzymał się i złapał za głowę, wczepiając długie palce we włosy . Rozglądał się wokół siebie, szukając prawdopodobnie właściciela lub właścicielki psa. Nie dostrzegł jednak nikogo i wtedy powoli wyciągnął rękę
- Pola! Chodź do mnie..
Pies zawahał się , ale zaraz uciekł biegnąc w przeciwnym kierunku. Chłopak pobiegł za nim i łapiąc się za głowę i powtarzał:
- Pola.. to jest Pola..
Nagle pies zatrzymał się i szczeknął w stronę prawej bariery mostu, gdzie mężczyzna w płaszczu dokonywał ostatnich już wysiłków, żeby stanąć na poręczy . Skupiony na sobie, nie mógł słyszeć ani tupotu psa , ani kroków chłopaka. Trzymając się betonowego słupa, usiłował osiągnąć balans na śliskiej poręczy. Nie patrzył w dół, tylko na horyzont, tam, skąd płynęła rzeka, roziskrzona bladym jeszcze słońcem . Pies szczeknął znowu, co mogło przestraszyć mężczyznę i przyspieszyć jego ostatni krok. Chłopak zdecydowanym ruchem podniósł pieska , rozpiął kurtkę i schował go za nią, co piesek przyjął chętnie mimo, że drżał z przejęcia. Mężczyzna na poręczy spojrzał w dół. Potem powoli podniósł rękę do czoła i nie dotykając ciała, zakreślił znak krzyża. Wtedy usłyszał głośne:
-Nie ruszaj się bo strzelam
Rozdział 4
Mężczyzna złapał się mocniej betonowego słupa i znieruchomiał
-Uprzedzam, jeden najmniejszy ruch i nie żyjesz
-Idź pan stąd- wymamrotał mężczyzna – idź pan stąd. Daj mi pan spokój.
-Jeszcze jedno słowo i nie żyjesz-
Mężczyzna złapał się słupa obiema rękami
-Zejdziesz sam czy ci pomóc?
Nie odpowiadał. Widać było, że drży, że prawdopodobnie płacze.
-Niech pan stoi spokojnie ja pana zdejmę
Mężczyzna stał jakiś czas nieruchomo, potem powoli zaczął zsuwać się po słupie przekładając nogę na stronę mostu
- sam zejdę- powtarzał. Tylko nie strzelaj.
Kiedy wreszcie sapiąc z wysiłku stanął obiema nogami na moście, podniósł ręce do góry i powoli odwrócił się , powtarzając błagalnie- nie strzelaj. Nie strze… urwał nagle widząc, że jedyną broń jaką wyciąga w jego stronę młody chłopak , to dwa palce dziecinnie złożone w pistolet
- No co ty jaja sobie robisz?- powiedział mężczyzna trzymając nadal ręce w górze
-A co pan myśli , że ja chodzę po mostach z pistoletami i zbieram samobójców? – Chłopak oparł się o barierkę, jakby poczuł nagłe zmęczenie-. Ja się najbardziej bałem, że ty powiesz, żebym strzelał, bo co to za różnica jak zginiesz.
Mężczyzna nagle zacisnął pięści i rzucił się w jego stronę, ale wtedy zza kurtki chłopaka wysunęła się mała włochata mordka, pokazując mordercze ząbki. Mężczyzna rzucił się do ucieczki machając rekami i krzycząc- dajcie mi spokój! Dajcie mi wszyscy święty spokój - zniknął we mgle. Chłopak otulając szczelniej psa, poszedł w tym samym kierunku, a długie nogi niosły go bardzo szybko, wkrótce chcąc nie chcąc dogonił mężczyznę, który stał u wylotu mostu , jakby na niego czekał. Na jego twarzy ciągle jeszcze widać było upokorzenie , a może nawet nienawiść
-Mogę cię o coś spytać?- powiedział zastępując chłopakowi drogę
-O co
-.. to będzie takie może dziwne pytanie.
-No to pytaj, a potem ja coś cię zapytam
-Dobra, ale po pierwsze szczylu jeden, nie mów mi ty, bo ja ci do tego żadnego prawa nie dałem
-Ok. Nie ma sprawy
-I nie bądź taki luzaczek, bo ja takich nie lubię- jak byłbyś moim synem to za takie „nie ma sprawy” już byś oberwał
- No to niech pan już pyta, bo sorry, ale ja się spieszę.
-No to ja cię zapytam. Ja cię zapytam. Widzisz mnie dobrze? Tutaj?
-No.. chyba dobrze
- Nie ma chyba. Chodź bliżej latarni i trzymaj tego białego diabła, bo mu łeb ukręcę
-Spoko.
Latarnia stała tuż obok mostu. Mężczyzna ustawił się w polu najsilniejszego światła
-Widzisz mnie teraz? Dobrze widzisz?
-Teraz dobrze
-No to mi powiedz szczylu….no to mi powiedz do kogo ja jestem podobny.
xxxx
Chłopak stał dłuższą chwilę naprzeciwko mężczyzny i milczał . Prawdopodobnie pomyślał, że człowiek, którego uratował jest po prostu wariatem co może znaczyć, ,że za chwile wróci na most i zrobi to co chciał zrobić. Mężczyzna nagle odwrócił się do niego bokiem i podniósł głowę
-Tak na pierwszy rzut do nikogo, a teraz?
-Teraz. teraz nie wiem.- Chłopak rozejrzał się bezradnie dookoła- Sorry ale ja nie znam ..wie pan ja nie jestem z Warszawy, dopiero przyjechałem.. naprawdę musze już iść i teraz jakby mi pan powiedział czy ja w kierunku telewizji dobrze idę?
-Czego?
Telewizji. Muszę iść do telewizji oddać tego psa, bo wiem komu się zgubił
-Dobra dobra patrz uważnie szczylu. Patrz na mój nos. No i co? Mój nos też nic ci nie mówi?
Znowu odwrócił się bokiem i podniósł głowę do światła- przecież cały koniec nosa jest do góry, nie widzisz tego?
-No teraz widzę. Tak. Cały koniec nosa idzie do góry
-A kto tak miał?
-W jakim sensie..
-W sensie historycznym. W sensie naszych bohaterów narodowych półgłówku. Kto miał taki nos..
-Proszę pana ja.. ja z historii raczej głąb jestem i..
-To nie wiesz do kogo jestem podobny?
-Nie
- -A Tadeusz Kościuszko mówi ci coś?
- No tak ..cos mi mówi..
- No co ci mówi..
No, ze był Polakiem i…że bohaterem..
-A kiedy żył?
-Ja panu mówiłem, że głąb jestem z tego..
Mężczyzna opuścił głowę i wyszedł z kręgu światła.
-Do telewizji musisz jechać tramwajem. Ja jadę do centrum wsiądziesz ze mną i pojedziesz dalej.
- Tylko ja cholera nie mam biletu i ten pies..
- Psa nie widać a bilet ci mogę sprezentować, tylko jedno. Nic do mnie nie mów. Ani słowa szczylu , bo jeszcze nie wiem co myśleć o tym, ześ mi życie przedłużył
-Dobra.
Poszli w kierunku miasta i zniknęli w mieszaninie mgły i świateł latarni.
cdn,
Kobieta i chłopiec
Czwartek 7 rano.
Kobieta, która widzieliśmy na moście idzie po starych drewnianych schodach i wdychając wilgoć klatki schodowej dochodzi do drzwi opatrzonych tabliczką z nazwiskiem Skłodowscy. Puka dyskretnie, a potem przekręca klucz w zamku. Kiedy wchodzi do pokoju zaskakuje ją obecność chłopca na oko 12 latka, który siedzi stole i wpatruje się w coś, co przypomina telewizor ale jest mniejsze i płaskie jak walizeczka.
-Dzień dobry- szepcze kobieta - nazywam się Anna Morawska i opiekuję się twoją babcią
-To nie jest moja babcia - mówi chłopak - Jestem od sąsiadów. Mam grypę i rodzice nie mieli mnie z kim zostawić. Poprosili pana Skłodowskiego i on się zgodził.
Chłopiec tylko przez chwile spojrzał na Annę i odwrócił się w stronę laptopa. Jednak obraz tej kobiety nie dawał spokoju. Nigdy nie widział takich włosów – długich cienkich i szaro- siwych. Może u jakiś pijaczek, ale ta przecież nie była pijaczką. Wyglądała, raczej na nauczycielkę, czy cos w tym stylu, a włosy miała jak u pijaczki. I zasłaniały jej całą twarz. Ta babka chyba nigdy nie była u fryzjera – pomyślał, ale już po chwili pochłonął go Internet
Anna dotknęła czoła śpiącej staruszki i szepnęła w stronę chłopca - Ładną masz zabaweczkę . Chłopiec nawet nie podniósł głowy-
-To jest komputer. Mój komputer. To znaczy laptop…komputer też mam. ale to jest mój laptop
Anna pochyliła się nad staruszką i zaczęła deikatnie obmywać jej twarz wilgotną gąbką Na samą myśl o Internecie kuliła się , jak w przeczuciu niebezpieczeństwa. Mięśnie karku napinały się do bólu, a ból promieniował na łydki i zaciśnięte palce u stóp. Myślała o jego szatańskim wpływie na świat, myślała o Marcie - swojej piętnastoletniej córce , która marzyła o komputerze. Jakoś nawet ostatnio przestała już wypłakiwać się w tej sprawie- z pewnością pomogła modlitwa Anny , modlitwa o spokój w duszy córki
- Znalazłem blog takiego świra co się kocha w Majami.- Chłopak zaśmiał się patrząc w ekran
-Tak? To bardzo ładnie
-Pani lubi Majami?
Anna wzięła do ręki mały grzebyczek i rozczesywała starannie białe włosy.
-…Majami? A ty lubisz?
- Ja? – chłopiec wzruszył ramionami - to jest jakaś stara małpa. Przecież ona jest w pani wieku chyba. Dzisiaj ma ten swój kretyński program „ Spotkania z Majami”
- ale ty nie będziesz oglądał?
Chłopak poczerwieniał z wrażenia-
dlaczego…? Powie pani rodzicom, że byłem niegrzeczny?
- Powiedziałeś, że to żałosna małpa. No to po co oglądać
Chłopak zajął się czyszczeniem ekranu. Po chwili dopiero powiedział
- Bo lubię-
- Co lubisz…
-Oglądać takie żałosne małpy. Gdzie tu jest siku?
Anna pokazała białe drzwi -Tylko niech pani tam nic nie rusza – szepnął chłopak pokazując głową komputer.
Nie miała zamiaru niczego ruszać ale przyszła tu miedzy innymi po to, żeby przetrzeć meble i tylko dlatego podeszła do stolika zerkając dyskretnie na ekran ..
.
Blok dziwoląga
Obrońcy i rycerza boskiej i ludzkiej Majami
A w ogóle to ja się chyba mnie przedstawiłem. Zresztą a to nie ma sensu skoro nikt tego nie czyta ale jednak gdyby przypadkiem ktoś zerknął to nie wie kto stoi a raczej siedzi za tymi literami, które są zresztą już kompletnie zdarte na tej klawiaturze bo ogólnodostępne w tej internetowej kawiarence którą założył nasz szewc w ramach rozwoju i dotacji europejskich. Tak więc lepiej założyć słuchawki bo razem z jego stukaniem w stare obcasy to skupić się jest niemożliwe. Z góry przepraszam za czasem może złą składnię albo gramatykę ale ja w tym trochę jestem kiepski i piszę tak jak mówię to znaczy za szybko. Wracając do mojego imienia to ja mam je po dziadku, którego nigdy nie widziałem bo zmarł na nerki. Mam nadzieję, że tylko imię mam po nim a nerki załóżmy po matce bo to był ojciec dziadka. No więc moje imię to jest Zenobiusz i chyba już rozumiecie dlaczego nie przebywam z ludźmi tylko siedzę w tej kawiarence i piszę bloga, którego nikt nie czyta. Moje imię Zenobiusz wymawia się w całości i bardzo uroczyście bo to jest zawsze przypomnienie Zenobiusza seniora, który był zegarmistrzem w naszym poprzednim miejscu zamieszkania. To było nieduże miasteczko ale z pięknym rynkiem nie tak jak tutaj gdzie nawet kiosk jest na uboczu i do pana Zenobiusza zegarmistrza wszyscy chodzili naprawia c zegary i zegarki. I kiedy ja się tam urodziłem to jakoś się nikomu nie…
Anna drgnęła - chłopiec stał za nią z uśmiechem triumfu. Odsunął krzesło, usiadł przy komputerze i jednym klawiszem przesuwał kolejne części tekstu
-Kto to jest ta Majami?- zapytała Anna próbując całą sytuację uznać za naturalną- czym się zajmuje?
Chłopak wzruszył ramionami
- chyba wszystkim. To znaczy sobą
-To ty pisałeś?
Spojrzał na Annę jakby nie rozumiał pytania
-Ja? Dlaczego ja…
-No więc twój przyjaciel tak? Pisujecie do siebie?
- W ogóle nie znam tego pajaca.
- No wiec skąd..- Anna przerwała czując, że chłopak za chwilę zacnie się śmiać.. Potem nastawiając herbatę, mierząc temperaturę staruszce, starała się nie odwracać w kierunku chłopca , który bawił się przed ekranem rzucając raz po raz pogardliwe- ja cię.. co za kretyn…blech…Rozumiała , że te dziwaczne listy kierowane są bezpośrednio do chłopca – mimo, że się nie znają. to w jakiś sposób się odnaleźli i korespondują ze sobą. pewnie dlatego chłopiec czyta to z wypiekami na twarzy. Kiedy jednak wstał , mówiąc- zaraz wrócę pójdę tylko o domu po jakąś grę, kiedy znowu została ze świecącym ekranem, nie mogła się powstrzymać przed przeczytaniem kolejnych zdań tego listu. Nie powodowała nią ciekawość, nie chciała naruszać tajemnicy korespondencji, nie naprawdę nie- tylko to trochę tak. jakby miała przed sobą list od kogoś z innej planety i usiłowała zrozumieć jego mowę..
cdn
Blog dziwoląga
obrońcy i rycerza boskiej i ludzkiej Majami
…..To było nieduże miasteczko, ale z pięknym rynkiem, nie tak jak tutaj, gdzie nawet kiosk jest na uboczu i do pana Zenobiusza zegarmistrza wszyscy chodzili naprawiać zegary i zegarki. I kiedy ja się tam urodziłem, to jakoś się nikomu nie przyszło do głowy, żeby na mnie patrzeć jak na ducha. Zresztą prawdę mówiąc nie pamiętam ja na mnie patrzyli, bo ta wyprowadzka tutaj była jak miałem osiem lat i umarł mój ojciec, ale nie na nerki tylko przez turystę, który wjechał za szybko z bramy i potem nie podszedł do więzienia, tylko płacił na nas pół roku a potem przestał, a mama nie miała głowy iść z tym na policję, bo jeszcze płakała. W ogóle jak patrzę na zdjęcia z tamtego czasu, to moja mama była inna. Bo teraz tutaj moja mama to jest pani Irena a wtedy to była tylko mama jako część rodziców, bo oni był do siebie bardzo podobni. Jak ktoś widział kiedyś parę gołębi jak im jest zimno, to moi rodzice właśnie tak dokładnie wyglądali, tylko nie na parapecie, a na kanapie albo na ławce przed domem. Bo myśmy tam mieli dom cały, nie jakiś piękny bo podobny do gołego kwadratu, ale go wybudował mój tata obok naszego starego domu jeszcze od Zenobiusza. I jest trochę zdjęć, które zrobił Zenobiusz jak żył, albo moja starsza siostra, jeżeli nie była w depresji, bo ona jest w depresji przynajmniej tak to nazywa, a moim zdaniem to jej się nic nie chce robić tylko wrzeszczeć na mnie od urodzenia. I ona robiła zdjęcia moim rodzicom jak siedzieli koło siebie, zawsze blisko, jak jeden taki kształt w takich samych sweterkach. I nawet nogi trzymali tak samo jakoś, nie blisko siebie tylko daleko jedna od drugiej. Mama się czesała w siwy kok a tata do tyłu, więc tak samo prawie wyglądali od przodu i twarze mieli takie obie nie do zapamiętania, jakby się w nich nic nie działo oprócz jedzenia i spania i właściwie tak właśnie było. Jak nie mieliśmy jeszcze telewizora, bo był jeszcze tamten ksiądz co mówił, żeby nie mieć , to rodzice patrzyli w okno, a jak przyszedł ten nowy ksiądz, co pierwsza rzecz sobie kupił telewizor, to rodzice też kupili i wtedy patrzyli nie w szybę tylko tacy identyczni w ten ekran, ale moim zdaniem oni tam nic nie wdzieli bo tata zasypiał a mama miała takie oczy bez życia i brodę opuszczoną jakby też spała. I rodzice wynajmowali ten dom dla turystów w lecie. bo tam był piękny kościół prawie piętnastowieczny podobno i inne piękne szlaki turystyczne a to w górach było w miejscowości Brzeżyn bo chyba jeszcze nie pisałem , więc u nas mieszkali turyści ze śniadaniem. Jak ja się urodziłem, to oni już tam dawno przyjeżdżali, więc ja nie znałem życia bez turystów w lecie i na jesieni. Znałem tylko takie życie, że jak jest ciepło to się robi dużo ludzi i stół z białym obrusem, a moja starsza siostra się czesze i maluje a jak jest zimno to mamy taka ciszę, od której chce się uciekać z domu, a siostra na mnie wrzeszczy albo zamyka w komórce, albo sama się zamyka przede mną, jakbym jej chciał zrobić coś złego, a ona mnie w ogóle nie obchodzi. Mama zawsze mówi , że ona ma nerwicę, ale dlaczego na mój temat, to ja naprawdę nie mam pojęcia . Mam dwie starsze siostry ale ta druga mnie toleruje bardziej, chociaż też nie mogę powiedzieć, żeby to było wielkie uczucie. Bo co tu mówić, ja jestem kompletnie niepodobny. Oni wszyscy, razem z moim umarłym tatą, mają kształty małej bardzo elipsy albo chmury, a ja jestem Podługowaty co piszę z dużej litery, bo tak sam siebie nazywam. Nikt z rodziny która się zjeżdża na święta nie jest podługowaty a ja bardzo i to moim zdaniem sprawia , że jestem w sumie zupełnie sam i nawet lubię być sam. Dużo by o tym mówić. Na przykład o tym, że lubię stare mapy i oglądam je na komputerze, a jak jeszcze pracowałem w pizzerii to nawet kupiłem jedną za cała wypłatę. Więc ogólnie mam takie zainteresowania : stare mapy i Majami, co oczywiście jest dziwne, bo nikt w rodzinie nie lubi starych map. Ja myślę, że moje pojawienie się na świecie było dosyć dużym zaskoczeniem. Bo jak patrzę na zdjęcia moich rodziców to oni byli tacy już w środku starzy, naprawdę nie wiem jakim cudem mogło dojść do tego, żebym ja się począł. Nie mam najmniejszego pojęcia jeżeli chodzi o te sprawy ale na pewno potrzeba do nich życia w sobie, a ta para gołębi była zupełnie bezpłciowa i dla moich sióstr to musiało być wielkie przeżycie i wstyd, ze ich matka będzie miała dziecko.
Drzwi otworzyły się nagle , chłopiec znowu skwitował zmieszanie Anny kwaśnym uśmiechem, podszedł do laptopa i zajął się montowaniem gry komputerowej. Anna czuła coś w rodzaju gorączki wstydu. Zaczęła kręcić się po mieszkaniu , jakby była tu po raz pierwszy. Wreszcie zapukała do drzwi drugiego pokoju i powiedziała cicho
- to ja już wychodzę. U cioci bez zmian..
Dopiero ubrana w płaszcz i owinięta chustą sytała chłopca
- dobrze się czujesz?- ten jednak nie odpowiedział, nie poruszył się nawet, wpatrzony w ekran po którym biegał rysunkowy żołnierz zagubiony w ruinach miasta. Anna zamknęła drzwi i wolniej niż zwykle zeszła po wykrzywionych drewnianych schodach.
xxxx
Mieszkanie Anny. Czwartek. 4 rano.
Ten dzień jak każdy, zaczynał się od znoszenia starej Burki na podwórko. Oczywiście robiła to Anna , zwykle zakładając płaszcz na piżamę i tak krążyła z psem po podwórku, na koniec zbierając odchody do papierowej torebki. Przy okazji zbierała odchody innych psów i dopiero kiedy podwórko było czyste, brała Burkę na ręce i wracała do mieszkania na szóste piętro . Nie mogła korzystać z maleńkiej windy, bo pies bał się panicznie takich pomieszczeń i wymiotował, kiedy tylko winda ruszyła w górę. Jak w każdy czwartek, Marta z kołdrą nasuniętą na nos obserwowała rytuał domu. Ojciec w pasiastej piżamie skulony nad zlewem opłukiwał szklankę po kawie, w tym czasie mama podchodziła do dużego lustra starej toaletki. Marta patrzyła na jej stary granatowy, postrzępiony szlafrok. Widząc jej odbicie, jak zawsze myślała o tym, że jej matka składa się jakby z dwóch części. Od pasa w górę jest szczupłą kobietą o wąskich ramionach a od bioder w dół przysadzista babą z grubymi nogami. Jak zwykle próbowała sobie wyobrazić matkę w jakiejś super sukience z włosami ostrzyżonymi i ufarbowanymi np. na ciemny kasztan.’ Twoja matka to wspaniały człowiek”- zawsze kiedy to słyszała, odczuwała coś w rodzaju wstydu. Zdecydowanie wolałaby, żeby ktoś powiedział- ale super kobitka z tej twojej mamy.. Patrzyła jak zgina się do ziemi, a jej siwo szare długie włosy , zwisają jak poszarpane włókna, Potem bierze do ręki mały czarny grzebień i jednym ruchem robi przedziałek. To właściwie jedyny moment w ciągu dnia , kiedy Marta widywała twarz matki - włosy zawsze ją zasłaniają zwłaszcza, że matka ostatnio zgarbiła się jakoś i włosy jeszcze bardziej opadły na czoło i okulary.
Dlaczego nie zetniesz włosów- spytała kiedyś
-Obiecałam ojcu, , że zawsze będę się tak czesać- odpowiedziała., a ojciec zmrużył oczy walcząc ze łzami.
-Nie ma piękniejszej kobiety niż twoja matka - szeptał jak zwykle i-wtedy mama niespokojnie zerkała na wysoki, zielony fotel. Takie wzruszenia nie wróżyły nic dobrego- nie chciała jednak zaglądać za oparcie fotela gdzie mogła być schowana butelka. To przecież nic nie da. Zakładała płaszcz, otulała się chustą i wychodząc pokazywała palcem na okrągły budzik. Kiedy drzwi za matka zamykały się, Marta patrzyła jak ojciec przysuwa do siebie zegarek, jakby chodziło o jakąś busole i bezpieczeństwo statku. Budzenie Marty we czwartki o godz. siódmej było właściwie jego jedynym jego obowiązkiem, dlatego przygotowywał się do tego szczególnie starannie. Wymyślił sobie zresztą jeszcze jeden obowiązek czy raczej przyjemność z tym, ze wymagała ona zdolności manualnych i szczególnej precyzji, dlatego zanim zajął się tą czynnością sięgał zwykle za fotel , mając w pamięci opowiadania o chirurgach, którzy nie podejmują się operacji bez łyku alkoholu. Dopiero tak uspokojony kroił kanapki. przygotowane na śniadanie Marty, tworząc z tych kawałków najprzeróżniejsze formy – trójkąty, prostokąty, prostopadłościany.. Marta obserwowała jego kruchą sylwetkę jego siwą drobną głowę i czuła się rozkosznie bezpieczna pod kołdrą ,sam na sam z ojcem, któremu po stracie pracy została już tylko rozpaczliwa, dziecinna miłość do rodziny i alkohol. On nieświadomy jej czuwania przechadzał się potem wzdłuż pólek z książkami. Od czasu do czasu wyjmował jedną z książek i czyścił okładkę po czym odkładał powrotem. Te wszystkie ksiażki to było krolestwo jego zony, która zaczytywała się w literaturze pięknej, a kiedy jej długie, proste włosy spadały na kartki miał do siebie żal, że nie umie malować portretów..
- tato czy gdyby któregoś dnia mama wróciła z krótkimi włosami przestałbyś ją kochać?- pytała sennie Marta. Patrzyła jak jego szklane, nieobecne oczy nabrzmiewają łzami. Jak idzie do kuchni i przynosi sobie kieliszek, jak napełnia go wódką , jak siada w fotelu i mówi to, co Marta zna na pamięć.
- Twoją matkę poznałem w sklepie mięsnym, w mojej dzielnicy- w roku.. zaraz..- jak zwykle tata szukając w pamięci jakiejś daty, wpadał w popłoch- no w każdym razie sam środek komuny. Rzucili do sklepu parówki- tłum cisnął się do drzwi, napierał na wystawę, na ladę - dostałem się wreszcie- patrzę, jeszcze trzy zostały. No to ja szybko, żeby mi się jakaś ciężarna albo inwalida nie wbił, złapałem te parówki wychodzę i nagle widzę dziewczynę na końcu kolejki. Dziewczynę z długimi prostymi włosami. Chyba nawet nie wiedziała co dają tylko tak stanęła z książką i czytała. Jakby na znak protestu.
-Jakiego protestu
Ojciec wypił wódkę do dna-
.. mało kto stał za towarem z ksiązką.
Marta owinęła się szczelnie kołdrą
- A za to się szło do więzienia?- mruknęła sennie- za czytanie książki w kolejce?-
Nie, nie ,tylko że widzisz w kolejce stało się.. .jakby to- , napełnił kieliszek rozsiadł się wygodniej – jak w jakimś śnie, albo nawet letargu...bo jak już ktoś stawał na długie godziny, a często nie wiedział po co stoi, bo to przecież kto to mógł wiedzieć co rzucą tak? To się tak.., to się tak czas zatrzymywał czy jak to powiedzieć.. Stoisz na ulicy przed pustą szybą i gapisz się przed siebie ..
Można było sobie pogadać – powiedziała Marta, ziewnęła i zamknęła oczy
A o czym dziecinko. O czym. No i twój tata idzie wzdłuż tej kolejki i widzi co? Dziewczynę z długimi prostymi włosami. I rozłożyło chłopa od razu i stał przy niej jak ten baran a ją pewnie zapach parówek tak zanęcił bo podniosła głowę..
- Widziałeś jej twarz?
-Twarz? Twarz? A nie wiem.. Ja widziałem włosy. Długie proste włosy…
Marta wiedziała, ze to jest najlepszy moment i jak w każdy czwartek szepnęła dramatycznie - Tato ja mam chyba gorączkę..
-A gardło cię boli?- upewnił się jak w każdy czwartek
-Bardzo
No to spij. Nie możesz iść do szkoły.-
Dobrze ale obudź mnie na Majami..- patrzył jak Marta z ulgą zamyka oczy i zasypia jakby była przyklejona do łóżka. Jak w każdy czwartek.
Anna wraca do domu
Ulica wydawała się bardziej ruchliwa niż zwykle o tej porze. Stały tu grupki ludzi w różnym wieku, skupione na sobie i jakby sobie przeciwne, przynajmniej taka była pierwsza myśl Anny. Stało też kilka kamer. Nie mogła jednak zastanawiać się nad tym dłużej. Chciała jak najszybciej przejść przez most do domu, gdzie pewnie nikt nie wyprowadził starej Burki na spacer. Idąc pospiesznie, Anna wyobrażała sobie jak jej mąż, już po kilku kieliszkach siedzi przed telewizorem , a córka Marta leży na tapczanie i przerzuca kanały. Zawsze przecież tak jest kiedy Anna odwiedza panią Skłodowską. Marta oznajmia ojcu, że ma gorączkę. co on przyjmuje z radością i otwierają telewizor. Nikt nie zwraca uwagi na starą sukę, którą Anna wzięła kiedyś z ulicy. Zwierzę błąkało się już dłuższy czas w tych okolicach, zgubione, albo porzucone przez właścicieli , którym zabrakło cierpliwości do półślepego kundla. Anna ją wzięła tylko dlatego, że po prostu nie można było jej nie wziąć. Tak tłumaczyła to mężowi i córce, którzy od początku demonstrowali swój wstręt do koślawego i wyłysiałego zwierzęcia. – Chociaż wody jej dajcie – mówiła zawsze Anna wychodząc z domu. Zwykle zresztą żegnała ja ta sama cisza. I zawsze w tej ciszy czuła to samo pytanie” idziesz pomagać czy szukać pracy? Bo Anna rzeczywiście nie miała pracy, choć na swoja miarę starała się ją znaleźć. Z wykształcenia była bibliotekarką, ale jej bibliotekę zamknięto i z dnia na dzień stała się jedną z tych kobiet, które każdego ranka uświadamiają sobie, że nie muszą się spieszyć. Na początku to było nawet dobre, bo mogła przypilnować Matrę i pomóc przy lekcjach , nawet udało się kilka razy pójść z nią do kościoła, a Kazimierz jakby mniej pił, ale potem, kiedy naprawdę zaczęło brakować pieniędzy, Anna czuła coraz częściej, że jest winna całej sytuacji. Zanim zlikwidowano zakład introligatorski, gdzie Kazimierz pracował, powodziło im się dostatecznie dobrze, żeby zapewnić Marcie skromne życie. Zresztą oboje nie chcieli niczego więcej. Potem. kiedy mąż Marty przestał być introligatorem i „ stracił poczucie sensu”, przesiadł się na taksówkę, ale coraz częściej kończył dzień z kieliszkiem i bardzo szybko to się zrobiło nieodwracalne. On zresztą zawsze był słabszy od Anny i fizycznie i psychicznie. Córka pewnie dlatego miała do niego tyle czułości. Im bardziej stawał się bezradny, tym bardziej matka w oczach córki była silna i odpowiedzialna za rodzinę. Marta. Jedyne dziecko. które udało się donosić do porodu, była dla Anny nieustanną zagadką. Możliwe, że jak wiele matek uznała, że córka będzie taka sama jak ona i tak samo będzie rozumiała życie. Do głowy jej nie przyszło, że Marta nie będzie chciała chodzić z nią do ubogich rodzin, zanosić obiadów, sortować rzeczy dla biednych w sali parafialnej. Przy pierwszym słowie zachęty, Marta dostawała ataku takiej wściekłości , że Anna nawet myślała o egzorcyzmach. Niestety doba ma tylko dwadzieścia cztery godziny i nie dało się połączyć wychowania dziecka z rosnącymi obowiązkami wobec innych.
- Przepraszam- podpisze Pani? – takie pytanie wybudziło Annę z zamyślenia. Stała przed nią młodziutka dziewczyna w bardzo kolorowym szaliku.
- Chodzi o prawa kobiet. Chcą nam odebrać prawa d samostanowienia o sobie. To jest petycja w sprawie…- Anna nie słuchała dalszych argumentów, tylko szybko złożyła podpis i poszła dalej. Ta dziewczyna był tylko trochę starsza od Marty. Zapał w jej oczach ! Jej poczucie , że musi coś robić dla świata! Dlaczego Marta tego nie ma! Przez chwilę nawet pomyślała, żeby tam wrócić i zapytać jak można się wpisać w grupę i czy nie przyjęliby pewnej licealistki, ale nagle zatrzymała ją inna dziewczyna. Miała śliczną, niemal anielską twarz i długi jasny warkocz.
- Zbieramy podpisy pod petycją w sprawie zabijania dzieci. Popieramy ustawę zakazującą aborcji w każdym przypadku. Podpisze pani?
- Oczywiście dziecko, oczywiście- Anna złożyła swój długi podpis równymi, pochyłymi literami. Tym razem zapytała- a gdzie wy się zbieracie? Jak wy się organizujecie? Czy moja córka może do Was przystąpić?
- Oczywiście- ucieszyła się dziewczyna i od razu podała Annie ulotkę z wizerunkiem Matki Boskiej. Tu wszystko jest napisane! Niech się zgłosi!
Niebieskie oczy dziewczyny miały takie same iskry, jak u tamtej, która stała przy ulicy. Córka Anny miewała takie iskry , kiedy w domu pojawiała się paczka cukierków przyniesiona na święta z biblioteki. Dlaczego ona nie ma żadnej pasji! Nawet ten dziwny chłopak z komputera czymś żyje, ma jakieś marzenia. Jest to może niemądre, ale przynajmniej jest. On myśli, ma potrzebę podzielenia się tym choćby z samym sobą. Wracając do domu , Anna przypominała sobie fragmenty ukradkiem przeczytanego bloga.
Blog dziwoląga obrońcy i rycerza boskiej i ludzkiej Majami
No cześć. Czy ja już Wam pisałem, że moja kuzynka jest zakonnicą? Chyba nie. Bo to naprawdę jest trochę co najmniej dziwne, żeby zakonnica była kuzynką. Ne wiem czy się ze mną zgadzacie. Ja wiedziałem , że mamy kuzynkę, ale zawsze o niej mówili Maria i że dawno jej nie widzieli. To tyle co o niej wiedziałem, ale się zbytnio na tym nie skupiałem może tylko to, że miałem nadzieję, ze może ona jest też podługowata jak ja, ale raz ją zobaczyłem na zdęciu szkolnym i była taka sama niską i obłą elipsą jak cała rodzina. I któregoś dnia na święta wiadomość, że Maria przyjeżdża, a to było już w tym nowym miejscu gdzie się przeprowadziliśmy. I nagle dzwonek do drzwi i mówią to pewnie Maria , Zenobiusz otwórz , ja otwieram a tam w stoi zakonnica. Jeszcze z takim wielkim skrzydlatym czymś na głowie , a nie z welonem tylko , jak u nas chodzą po rynku. Powiedziałem, że tu jest mieszkanie Walusiaków bo my się tak nazywamy, a ona się zaczęła śmiać i powiedziała, że tez ma na nazwisko Walusiak a ja jestem Zenobiuszem, którego ona przewijała jak byłem mały. Tak normalnie mówiła nie śpiewnie, jak zakonnice. A ja czułem zamieszanie w głowie, bo przecież zakonnica nie może być kuzynką . Zakonnice to jest takie stado. A stado gołębi przypuśćmy nie ma kuzynów u wron. No ale to jest jednak kuzynka, bo nawet dziadka mamy wspólnego z zakonnicą. Ona jest straszne normalna i widziałem jak wszyscy przy stole starali się być tacy normalni jak ona, co im bardzo sztucznie wychodziło. To nawet szkoda, że na jest taka normalna, bo jakby była bardziej śpiewna, to może bym ją trochę podpytał o Boga. Jeśli chodzi o niego, to ja nie wiem czy wierzę czy nie i o to właśnie chciałbym kogoś zapytać. Bo moje myśli o nim, to jest taka trochę poszarpana chmura gdzieś daleko a ja się boje nawet na nią dłużej patrzeć. To są takie „niedomyśli” ta moja wiara nie wiara. O! Ja się boję nie tyle Boga , ile myśli o Bogu i myślenia o tym czy on jest czy go nie ma. bo czuję że jak w to wpadnę, to się okaże ,że ja jestem niewierzący i jeśli Bóg jest, to się ode mnie odwróci. Nie wiem czy też tak macie, ja zresztą do tego jeszcze wrócę, bo mi się tutaj dobrze o tym wszystkim myśli i może coś wymyśle. Majami kocham Cię. Pa wszystkim.
Gwiazda i pies
Tłum jaki oblegał budynek telewizji przypominał chaos wielkich demonstracji. Ludzie cisnęli się przez bramę, przechodzili pod szlabanem, taranowali trawniki i tylko samo wejście do części przeznaczonej na nagrania było dobrze strzeżone przez młodą pracownicę redakcji. Kobieta biegała wzdłuż budynku, jak bramkarz na widok zbliżającego się napastnika. Wszystko to działo się z powodu niewielkiej wzmianki w pismie „ Nasz Świat”, który pod ogromnym zdjęciem Majami spadającej ze spadochronu umieścił krótką notatkę – „Podobno gwiazda szuka asystenta a eliminacje odbędą się w najbliższym programie „ Spotkania z Majami”
-. Tak szukam asystenta -potwierdziła gwiazda zgłaszającym się licznie dziennikarzom
-, tak szukam asystenta- potwierdziła na swojej stronie internetowej- tak eliminacje odbędą się w najbliższym programie z moim udziałem
- tak uważam, że to świetny pomysł, chociaż nie mam pojęcia czyj- powiedziała przerażonemu producentowi programu, który zadzwonił do niej postawiony przed faktem dokonanym
-A czy ty sobie zdajesz sprawę ,co to znaczy zorganizowanie takich eliminacji!? Nad takim projektem pracuje się miesiącami !- mówił przerażony
Ale nie ze mną kotku- odpowiedziała rozpromieniona– ze mną Nic Nigdy Nie Wiadomo i proponuję, żebyś to gdzieś umieścił jako moje logo czy coś w tym stylu – nie czekając na odpowiedź zamknęła telefon i wrzuciła do wielkiej torby, gdzie ugrzązł miedzy puderniczkami, gumami do żucia, szczątkami papierosów, szczoteczką do zębów, maleńkim barankiem wielkanocnym z odłupaną głową i tym podobnymi drobiazgami.
Pokój przeznaczony na przygotowanie programu Spotkania z Majami wyglądał jak w czasie nagłej przeprowadzki. Po podłodze walały się sterty papierów zawierających CV mężczyzn i kobiet w najprzeróżniejszym wieku.
Program na żywo z udziałem Majami zawsze wiązał się ze skokiem adrenaliny u producentów , nigdy nie wiadomo było co zmieni co wymyśli i jak bardzo się spóźni wjeżdżając do studia na ośle , albo w towarzystwie strażaka. Jej pospieszne obrazy, malowane w trakcie programu , zyskiwały na wartości zależnie od zaskoczenia, które fundowała swoim widzom – ten chwyt niezbyt szlachetny był zresztą tematem wielu dyskusji na forum mediów, które albo wyszydzały kiczowatość showmanki polskiego malarstwa, albo przyznawały jej talent zarówno malarski jak i menażerski
Jest ! – szepnął z ulgą jeden z producentów, widząc jak czerwony samochód z piskiem wjechał na telewizyjny parking.
Najpierw pokazała się noga. Nie należała do najsmuklejszych, jakie zazwyczaj pokazują gwiazdy w kolorowych pismach. Była to noga dość pękata i można powiedzieć dziecięco nieporadna, zwłaszcza, że na niej spoczął cały ciężar obfitego ciała . Ciało natomiast było obleczone w zwoje przeróżnych materiałów, które być może składały się na jedną sukienkę, a może były nałożonymi na siebie wersjami kostiumów, w których gwiazda zamierzała wystąpić. Majami zaklęła głośno i przekręciła się na brzuch - w tej pozycji wydostała się z auta, trzymając w ręku but , znaleziony pod siedzeniem samochodu. Wszystko zakończyło by się szczęśliwie, gdyby nie zapomniała zapiąć torebki, z której wysypało się kilka drobiazgów. Majami opadła na kolana i wsadziła głowę pod auto, zaraz jednak wynurzyła się spod samochodu i zajrzała do wnętrza.
-Pola! – krzyknęła - Pola! Pola suko jedna wychodź, bo nie dostaniesz kolacji przez tydzień! Tłum gapiów okrążył auto, badając każdy centymetr w poszukiwaniu najsłynniejszego maltańczyka w kraju- „bosko rozpieszczonej, bielszej niż najbielsza biel, kapryśnej i uwodzicielskiej Poli”. Niektórzy zaglądali pod samochód, inni rozglądali się po telewizyjnym placu, ale nigdzie nie było wiać małej gwiazdy.
- Majami! Chodź! Szybko! - producent programu podbiegł do samochodu - czekamy na ciebie, zobacz co się dzieje!
- Widzę co się dzieje. Pola zginęła - Majami spojrzała na producenta tak, jakby miała do czynienia z mordercą.- Ja się najbardziej boję, że to się stało przy stacji benzynowej. Wyskoczyła na siusiu a ja ..a ja odjechałam- mówiąc to, już zapuszczała silnik samochodu, mimo, że producent natychmiast znalazł się przed maską i rozłożył ręce gotowy na wszystko.
Nigdzie nie pojedziesz- rozpętałaś awanturę z asystentem- sprowadziłaś pielgrzymki z całej Polski i teraz nie ma czasu na zajmowanie się pieskiem, który się znajdzie, bo przecież zaraz to ogłosimy! Zrobimy z tego cały big problem i będziesz tu miała wieczorem dziesięć takich pinczerków !– mówiąc to , cofał się przerażony , bo gwiazda zapuściła motor i powoli ruszała w jego kierunku. Kiedy wreszcie odskoczył sprzed maski, a Majami z piskiem skręciła w stronę bramy ,z okna pokoju producentów ktoś krzyknął
–jest!
Majami zatrzymała samochód, a w bramie pojawił się wysoki i bardzo chudy chłopak w kusej kurtce. Idąc rozpinał ją pośpiesznie, a spod kurtki wystawał biały, drżący kłębuszek.
Majami wybiegła z samochodu i wyciągnęła dłonie, zakończone r różnokolorowymi paznokciami. Wtedy chłopak zatrzymał się, klęknął przed gwiazdą i wybuchnął płaczem.
-Co się stało? Miała jakiś wypadek?- wypytywała Majami, usiłując odebrać zwierzątko, które jednak trzymało się kurtki chłopaka i łapczywie zlizywało łzy z jego policzków.
- Nie… nie.. wszystko dobrze Majami ja ją zobaczyłem na moście.. nic jej nie jest..
- No to czego ryczysz
-Bo.. bo.. ja cię kocham..- wyszeptał chłopak wpatrzony w kwiecista postać, która jego wyznanie skwitowała krótkim
-acha-No to chodźmy do studia- powiedziała kiwając na chłopaka, a w stronę producenta krzyknęła
- Problem z głowy! To jest mój asystent!
cdn
Wracając do domu, Anna jak zwykle wstąpiła do kościoła. Usiadła, zamknęła oczy, złączyła dłonie, zacisnęła palce. Dziś jednak nie mogła się skupić na ,modlitwie za rodzinę. Nigdy nie rozmawiała z Bogiem o sobie , tylko zawsze albo o Kazimierzu, albo o Marcie , albo tak w ogóle o świecie który co tu mówić, nie szedł w dobrym kierunku. Oczywiście i za to co jest , należałoby Bogu dziękować, ale Anna nie umiała pozbyć się uczucia rozczarowania. To nie było uczucie przytłaczjące, raczej cień, który towarzyszył jej na ulicy , w sklepach i w domu kiedy silą rzeczy musiała zerkać na ekran telewizora. Zwykle po prostu odwracała oczy i starała się nie słyszeć agresywnych wrzasków, nie widzieć pulsujących kolorów. Starała się nie dopuszczać do siebie złych myśli nawet wtedy, kiedy za szybą kiosków z gazetami widziała fotografie samego zła, którym handlowano tak jak najlepszym towarem. Kiedyś, żeby zarobić na wakacje zmywała naczynia w Berlinie i tam na każdym kroku widać było takie gazety. Ludzie zapewne godni szacunku złapani na głupim grymasie twarzy, na strachu, na rozpaczy. Jak można bez czyjejś zgody handlować takimi zdjęciami! W Polsce tego nie ma – myślała – w Polsce to nie do pomyślenia. Polska wolna od wojsk radzieckich od jednopartyjnej władzy będzie …będzie czysta. Będzie się rządziła prawami demokracji jak w całej Europiem ale nie dopuści do siebie kapitalistycznego zła , to było dla Anny oczywiste. . Potem nie miała wiele czasu na ocenę wolnej Polaki bo zlikwidowali bibliotekę Kazimierz zaczął pić , pani Sklodowska przestała wstawać z łóżka więc właściwie ojczyzna to były te dwa domy. Któregoś dnia.. Jakieś pięć lat po przełomie. Może więcej…
Anna w sklepie z zabawkami
Nie, to był jakiś dziewięćdziesiąty szósty rok bo wtedy siostra Kazimierza przyjechała z Bielska ze swoimi dziećmi. Kazimierz nalegał, żeby im kupić prezenty, bo siostra jest niezamożna jak się wyrażał, a on zaniedbał jej dzieci i chciał się pokazać jako dobry wujek. To brzmiało zupełnie tak, jakby oni był zamożni!!Dla mojej siostry tak- odpowiadał Kazimierz. .wystarczy fakt, że mieszkamy w Warszawie. Anna zastanawiała się czy po prostu nie oddać dzieciom starych ubrać Marty, ale Kazimierz aż poczerwieniał ze wzburzenia. To będzie upokarzające! Trzeba im kupić zabawki! Nowe zabawki!! Potem słychać było trzaśniecie drzwiami. To Marta. Wyszła bez kurtki i czapki, zresztą pewnie tylko na klatkę. Bo ona nigdy nie miała zabawek. Jedną lalkę od koleżanki , jednego misia bez ucha i porcelanową figurkę pieska. Prezent to był książka , albo mapa , najwyżej kredki. A nieznanym dzieciakom kupują zabawki!! Potem wróciła i zamknęła się w toalecie.
Wtedy już mówiło się o tym, że introligatornię trzeba zamknąć i Anna robiła wszystko, żeby Kazimierz nie popadał w smutki. Tak znalazła się w sklepie z zabawkami.
Chciała kupić jakiś drobiazg- dwa małe misiem albo wiatraczki. Weszła do galerii handlowej, , znalazła sklep z błyszczącym neonem, a drzwi rozsunęły się same.
Długo nie mogła się ruszyć. To nie był sklep, to było miasto. Plastikowe , błyszczące , różnokolorowe miasto bogatych, małych ludzików. Patrzyli w przestrzeń zza przezroczystych pudełek, otoczeni torebkami, futerkami, limuzynami. . Tacy ludzie nie chodzili jej ulicami, takie samochody nie przejeżdżały koło biblioteki. Pierwszy raz w życiu, naprawdę pierwszy raz poczuła się źle w swoim starym płaszczu. Jakby weszła tak ubrana na sylwestra w luksusowym hotelu. Bo przecież lalki za plastikową szybą to nie były dzieci , tylko dorośli ludzie. Czasem widywała takich za szybami hotelowych restauracji , kiedy szli całą rodziną odwiedzić Stare Miasto. Czasem za oknami widać było piękne dziewczyny o złotych włosach i doskonale zbudowanych młodzieńców. Patrzyli na Annę dokładnie tak jak te lalki. Jej po prostu dla nich nie było- ani tam, ani w tym sklepie ze światem dobrobytu, przepychu, nieskromności. Co najgorsze było tu bardzo dużo dzieci i ich rodzin- wcale niebogatych, na pierwszy rzut oka. Dzieci płakały, tupały nogami, szukały czegoś na półkach tak nerwowo, jak Kazimierz kiedy szuka butelki. Rodzice kładli na wózki wielkie pudła , jakby byli w stanie hipnozy. Przecież Was nie stać na to! –Anna ledwo powstrzymała się od krzyku. Po co wpuszczacie do domu ten ludek marnotrawny! Nie czujecie obecności grzechu? ? Piekła uzależnienia?
Jeszcze długo , jeszcze na ulicy, czuła dreszcze na plecach.
Tak to było, Teraz, kiedy Anna klęczy w kościele i nie może się skupić na modlitwie. A przecież powinna prosić o pracę. O przemianę swojej córki, o trzeźwość męża. .a teraz., jedyne co widziała przed sobą to szeregi liter na małym ekranie. Chaotyczny monolog nieznanego chłopca, przesłaniał pamięć o wszystkich ważnych sprawach
Blog dziwoląga Obrońcy i rycerza boskiej i ludzkiej Majami
Cześć wszystkim.
Czy ja już pisałem, o pracy w pizzerii i jak ją dostałem? Nie nie pisałem, bo przecież wiem a czytam to tylko ja, więc napiszę. Szkołę to ja raczej ciężko przeszedłem a właściwie nie ja tylko moi nauczyciele jak stałem przed tą tablicą większy od żyrafy . B co z tego, ze oni mnie o coś pytali jak każdy musiał zadzierać do nnie głowę, że im się szyja wykręcała albo raczej odcinek lędźwiowy bo się musieli do tyłu wychylać, więc ja rzadko bylem wywoływany i siedziałem sam w ostatniej ławce, co było dobre, bo mogłem sobie rozkładać zdjęcia Majami. Co do wiedzy to nic mi do głowy nie wchodziło, oprócz starych map a przez to trochę historii z geografią. Bo ja kiedyś poprawiłem nauczyciela jak opowiadał, ze była sama Austria gdzie były Austro-Węgry przecież , i mnie się tak samo powiedziało z tej ławki, że Austro- Węgry aż się klasa zaczęła śmiać, a ten nauczyciel się cały zatrzymał na środku klasy i powiedział, że skąd ja to wiem. No to powiedziałem, że z mapy wiem tylko starszej niż ta a on dalej stał taki, zresztą klasa też się zrobiła nieruchoma, bo jak to możliwe, że ten przygłup w ogóle wie co to mapa. Nauczyciel podszedł do ławki i spytał jeszcze o klika krajów a ja mu powiedziałem gdzie co i kiedy było a potem był dzwonek na przerwę. I od tego dnia już byłem szkolnym geniuszem tylko przygłupim w wielu sprawach jak to u geniuszy jest czasem. Więc ja się potem mogłem swobodnie zamyślać i przeglądać prasę pod ławką a nawet czasem wycinać zdjęcia kosztem tego, że na geografii albo historii opowiadałem gdzie co było. Dlatego w szkole zrobiłem kilka albumów Majami. Ale ja nie chciałem o tym pisać tylko o tym, że tam w klasie były bliźniaczki imieniem Alka i Basia nie do odróżnienia, tylko na szczęście jedna się kiedyś poparzyła piecem bo spadł jej ojcu i miała znamię na szyi a to była Basia. I one były takie niezbyt ładne , bardzo otyłe bo ich ojciec to był właśnie ten co założył pizzerię zza pieniądze Unii Europejskiej. I śpiewały w chórze kościelnym, zresztą naprawdę bardzo pięknie w odległości i czystego dwugłosu. I były takie bardzo wolne w ruchach i miały oczy trochę wołowe to znaczy śpiące i bez żadnej myśli, a jeżeli już to raczej z smutnymi myślami. I jak nie śpiewały to ich głos był bardzo cichy i bez życia jak oczy. A jak zdaliśmy matury ( ja dzięki podpowiedzi dyrektora a one normalnie), to one wyjechały na studia do Warszawy. Ja kompletnie nie wiedziałem co ze sobą robić i mama się zgadała z ich ojcem, żebym ja może u niego pracował. Powiem Wam tylko, że do czego nie mam talentu najbardziej to do pracy w tej pizzerii. Najbardziej chodzi o ten gest podrzucenia ciasta do góry, co nie wiem dlaczego, ale jest o pizzy niezbędny jak powiedział mi ówczesny szef. I mi każdy placek spadał, Każdy. Żadnego nie złapałem bo po prostu od urodzenia nie mam refleksu. Mnie naprawdę żal było tego szefa jak mi tłumaczył, że cała sprawa jest w sposobie podrzucania placka, że ja podrzucam, jakbym nie wierzył w siebie. A ja dobrze podrzucam tylko potem mi się podobało jak on spadał i się zamyślałem bad tym jaki on będzie na końcu na podłodze i dlatego nie mogłem zdążyć. I potem patrzyliśmy sobie zawsze w oczy z szefem długo. Bo on nie mógł zrozumieć, ze znowu placek spadł a ja bo mi było żal szefa, ze sobie takiego ciamajdę zatrudnił z powodu szacunku do mojej mamy pani Ireny. Więc pewnego dnia mnie wziął na kelnera. Czy ktoś w ogóle wie ile jest na świecie pizz? I jak to można zapamiętać? I tak naprawdę czy to nie jest wszystko jedno jak się która nazywa bo zawsze tak samo smakują? Co to za…”
- Hanka? – ktoś dotknął płaszcza Anny a kiedy podniosła głowę, zobaczyła przystojnego, szpakowatego mężczyznę
.- Syn się żeni i przyszedłem pogadać z księdzem, bo to znajomy, ale ten kościół nie wchodzi w grę , ja chcę w Katerze bo ludzie się zjadą ze świata- mężczyzna pochylił się nagle i pocałował Annę w policzek. - Od razu Cię poznałem. Po włosach. Ty się w ogóle nie zmieniasz - powiedział ,ale nie zabrzmiało to jak komplement. Dopiero po chwili rozpoznała dawnego kolegę z podziemia. Inni, których czasem spotykała, raczej podupadali, na ich twarzach widać było zmęczenie, wysiłek walki z życiem, a ten wyglądał jak z okładki , opalony, uśmiechnięty, elegancki.
-Co u ciebie? Pracujesz?
-No właśnie teraz jakoś nie bardzo. Bibliotekę nam zlikwidowali
-A Kazik?
-O Kazik już dawno nie pracuje.
Mężczyzna spojrzał na zegarek, wydarł z notatnika kartkę i zapisał na niej adres..
- Słuchaj mój syn.. wiesz Misiek. .ma takie biuro w centrum handlowym i oni tam kogoś szukają do pracy.. ja nie wiem czy to jest takie atrakcyjne, ale wiesz . jak nie masz roboty, to bierz co dają. Zgłoś się do niegom a ja swoja droga pomyślę. W końcu mamy ci naprawdę dużo do zawdzięczenia. No w ogóle wam. Trzymaj się. Podniósł dwa palce w geście pożegnania i wyszedł z kościoła.
Misiek.. mój Boże, jest już dorosły a nawet prowadzi firmę czy cos w tym rodzaju! Misiek, którego cudem ukryli w domu teściów, kiedy jego rodziców internowali. Mały Misiek, który znosił to wszystko z jakąś niebywałą dumą i spokojem i tylko nerwowy tik powieki, świadczył o głębokim stresie..
Anna zamknęła oczy. Oczywiście, ze Matka Boska przysłała tego człowieka. Uśmiechnęła się do niej jak zawsze, kiedy udało się coś wyprosić. Mały Misiek da jej pracę. Święte drogi czasem zataczają koła.
- pójdę tam- szepnęła robiąc znak krzyża. – pójdę tam teraz. Od kościoła do centrum było tylko trzy przystanki.